Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/085

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kuje na ziemię! Ot tej dziś przyszło do głowy z księżyca tu zeskoczyć! Po co? Czego ona chcieć może? Interes? To nieprawda! Ona tam, pomiędzy nimi, żadnych interesów nie ma i mieć nie może. Liwska! Nazwisko to coś jej przypomina. Znała, widywała jakiegoś Liwskiego... z daleka znała, ale pamięta... oho! zjadacz to był... Tylko, czyż koniecznie ma to być ten sam... Liwskich jest podobno wielu. Pewno bogato za mąż poszła, sama posażna. Wielka pani, poważna, w bogatej sukni przyjdzie, takiej co to, jak to one umieją, niby nic, skromna, a taka droga, że aj, aj! Dzieci pewnie ma... wzorowa matka, przy pomocy dziesięciu bon i guwernantek! A dumna pewno! Ma się rozumieć... naturalnie... ze stanowiska swego, z majątku, z męża, dzieci, z nie-ska-zi-tel-no-ści!... Cha! cha! cha! dbam ja o to wszystko, akurat, jak o śnieg zeszłoroczny! Ten, ot, pantofelek droższy mi, niż te ich wszystkie...
Tu stopką, w nadzwyczajnym pantofelku, który śnieżnym puchem zamigotał, w powietrzu wywinęła, z siedzenia się porwała i stanęła wzburzona, z ciemnymi rumieńcami na policzkach i z oczami roziskrzonemi.
— Niech-no ona tylko spróbuje mi imponować, pokażę ja jej, kto ja i jaka! To coś nadzwyczajnego! Tak ni stąd ni zowąd na kogoś spadać! Z kazaniem może? A może to Rózia, czy