Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się, albowiem żywot jego rozwijał się stale po drogach zupełnie ascetycznych, z przekąsem rzekł: Voilà oú l’immortalité va se nicher!
W tej chwili, pomimo że przekosztowny i przekunsztowny zegar od dawna już wydzwonił w jej saloniku godzinę południową, Elwira Roza nie była jeszcze zupełnie ubraną. Przed kilku minutami pokój ten opuściło indywiduum, które jej włosy z koloru blado-złotego, na kolor ognisto-rudy, ze sztuką nic do życzenia nie zostawiającą, przemalowawszy, w koafiurę, do opisania więcej jeszcze niż do zbudowania trudną, je ułożyło.
Głowa więc gotową już była do wystąpienia na arenę świata, lecz kibić okrywał jeszcze peniuar, złożony z tkanin, o których poeta z czasów helenizujących powiedziałby najpewniej, że zdjęte były z krosien Aryadny, lecz my, ludzie współcześni, wiemy, że pochodziły z francuskich fabryk batystów i koronek. Z dokończeniem tualety Elwira Roza ociągała się dziś dłużej niż kiedykolwiek, ponieważ irytował ją i w zamyślenie (rzecz u niej rzadka!) wprawiał list, który po raz już może dziesiąty przeczytywała. Był to przecież list krótki, zawarty w kilku wierszach, wprawnem pismem kobiecem skreślonych, a wyrażających prośbę o wyznaczenie godziny, w którejby osoba pisząca mogła Elwirę Rozę w domu znaleźć i kilka minut z nią o interesie jej samej, to jest Elwiry Rozy,