Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

który zrywa się w niej, jak burza. Ale ona siedzi wyprostowana tylko z rzęsami wilgotnemi i zręcznie układa trzecią rozetkę z atłasu do stanika matki. Rzęsy zaraz oschną, a płacz stoi na dnie piersi nieruchomy.
Jakkolwiek w pokoju sąsiednim znajdują się jej najbliżsi, a w gmachu przeciwległym rojno i hucznie, ona czuje się tak samą jedną na świecie, jakby ją otaczała pustynia. Ze zmarszczką na białem czole i z poważnym zarysem warg, jak koral czerwonych, szyjąc ciągle, Kazia układa w głowie porównanie, na które może nie wpadliby nigdy ani Klemunia, ani Zbigniew, którzy tak lubią i umieją wyliczać imiona poetów i tytuły poematów.
Widziała dziś na mieście złożone nad rzeką i wiezione na wozach tafle lodu, szyby lodowe. Otóż, jej serce, to płomyk zamknięty w takiej szybie. Czworokątna, gruba, przezroczysta, jak kryształ, a w niej, jak lampka blado-złota, pali się płomyk. Smutne i ciche są te lampy, płonące w szybach lodowych!
Teraz, przez okna sali resursowej leją się tony polki, szczerze wesołe, skoczne, roztrzpiotane. W bawialni dwa głosy z intonacyą żalu zamieniają się słowami:
— Dobranoc, skarbie mój!