przywykła do dziennej i nocnej bieganiny po mieście — do ślizgawicy, do zimna i do samotności za domem i w domu.
Był moment, z paru miesięcy złożony, w którym zrobiło się jej na świecie, jak w raju. Przeszedł na zawsze — i nic dziwnego. Siostra jej, Klemunia, piękniejsza od niej, wyżej wykształcona, od pierwszego poznania się z panem Zbigniewem oczarowała go i podbiła. Ona, Kazia, wygląda przy niej, jak świeca przy słońcu.
Gdyby pan Zbigniew nie był nigdy przestąpił progu ich domu... Ale to było niepodobnem. Poznała go w magazynie, gdzie parę razy towarzyszył to matce swojej, to siostrze, a potem zaczął umyślnie spotykać się z nią na ulicach, witał się serdecznie, rozmawiał długo, tak rozmawiał i tak na nią patrzał, że od tego stawało się jej na świecie jasno i ciepło, jak w maju, jak w raju. Uwierzyła w to, że ją pokochał. O Boże! jakież to wielkie szczęście, dla niej zwłaszcza, której nikt nigdy nie kochał, bo ojciec odumarł ją bardzo wcześnie, a matka przepadała za Klemunią. Ją — znosiła. Dla oczu ludzkich, przez dobroć serca zresztą, nie krzywdziła jej nigdy fizycznie. Ale nic nadto: żadnych czułości, pieszczot, zwierzeń. Klemunia, zaledwie od ziemi odrosła, była już przyjaciółką matki. W szare godziny rozmawiały po cichu, z rękoma zarzuconemi wzajem na szyje, a ona, Kazia,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/014
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.