wyższą przez niego. Zadanie cudne, pełne zasługi przed Bogiem i społeczeństwem, a w dodatku, jeżeli pełnione dobrze i skutecznie, to takie czarodziejskie, że jak różdżce Aronowej, może na niem odkwitnąć zwiędły kwiat szczęścia. Tylko warunek jeden: zadanie to inaczej pełnionem być nie powinno, jak tylko z duchem miłości i litości, skromnie i wytrwale. Pychy nie mieć, ułomności i niedostatki własne widzieć tak samo, jak strony drugiej, a ciągle mieć na myśli, że świat ten — morze, życie — burza, my, dwie jednako biedne, walczące łódki, które los związał i które przez morze, przez burzę płynąc, nawzajem dopomagają sobie, aby je otchłań nie pochłonęła. Gdy zamiast pomagać sobie, potrącać się będą — otchłań je pochłonie i co gorsza, wraz z niemi pochłonie, co one niosą, co przez morze i burzę przenieść powinny: ogniwo i gniazdo.
A druga rzecz: strona majątkowa życia. Zabiegi i nieustanne trudy około majątkowych spraw, którym oddaje się mąż, są nieraz źródłem bólu i smutku. Tak być musi, jeżeli oddaje się on im z pominięciem wszystkich innych stron i zadań życia, egoistycznie, a, broń Boże i co już najgorsze, z krzywdą ludzką. I to właśnie jest, od czego żona towarzysza
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - O małżeństwie.djvu/04
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.