Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tego, ale przecież jest sama człowiekiem! Może pragnąć, żałować, rozpaczać, może też walczyć. Ona tu tylko rozstrzygać powinna, nikt inny, najmniej duma moja. Duma moja, zraniona, jak mgła pierzchnęła przed myślą o jej boleści i przed własnym moim bólem, obudzonym przez myśl rozstania się z nią na zawsze. Prosiłem o odłożenie postanowienia do pierwszego mego widzenia się z Oktawią, a w kilka godzin potem, wesoło śmiejąc się, zapytałem swego lekarza:
— Powiedz mi, konsyliarzu, tylko tak... otwarcie, co nagadałeś o mnie tam... wiesz, gdzie?
Wiedział, o czem mówiłem, i zrazu zmieszał się ogromnie. Potem zaczął upewniać, że to nie on wcale, tylko profesor X. głośno i przed wszystkimi utrzymuje, że prawej ręce mojej grozi atrofia muskułów i że prawdopodobnie nigdy już nie będę mógł grać na skrzypcach. On, mówiący, jest wcale innego zdania. Sprzeczali się o to ze sobą przed wielu osobami, a zdanie profesora obudziło snadź więcej ufności, bo oto co się stało!
— Cóż się stało? — zapytałem.
— No, nie wiem; pogłoska jest może fałszywą... przepraszam, że o niej wspominam.
— Jaka pogłoska?
— O zerwaniu...