— W imię Ojca i Syna i Ducha...
Matka Romualda słuchała opowiadania wyprostowana, uważna, teraz zaś wstała ze stołka i rzekła:
— Trzeba tę małą jak najprędzej od innych dzieci odłączyć, stanowczo i jaknajprędzej.
— Niema gadania — wstając też i, podniesioną znowu opaskę na brwi ściągając, zawołała matka Norberta — lekarz powiedział także »Absolutnie i jaknajprędzej odłączyć«. Śliczna rzecz, gdyby zaraza po tych niebożątkach poszła... Niema gadania, że odłączyć, ale gdzie umieścić?... W infirmeryi pensyjnej, za blizko pensyi... w tej znów klasztornej...
Zawahała się.
— Za blizko sióstr...
Matka Romualda przez kilka sekund milczała, aż powzięła silne snadź postanowienie i zwolna mówić zaczęła:
— Dzieci te powierzone nam są przez rodziców i opiekunów, klasztor nasz fundowanym został z warunkiem, abyśmy nad niemi czuwały wedle najsurowszych wymagań sumienia. Jeżeli niebezpieczeństwo zarażenia się grozić ma im, albo nam, my je przeciw sobie obrócić powinnyśmy. Rozporządź się, siostro, aby biedne maleństwo w infirmeryi klasztornej umieszczonem zostało.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/131
Ta strona została skorygowana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/b/bc/PL_Eliza_Orzeszkowa_-_Melancholicy_02.djvu/page131-1024px-PL_Eliza_Orzeszkowa_-_Melancholicy_02.djvu.jpg)