Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

maszkiem obitemi fotelami i na kosztownej posadzce stojącego, mówiono; jakie pytania zadawano stojącej przed starszyzną i wyroku jej oczekującej siostrze Mechtyldzie i jakie uczucia budziły jej odpowiedzi, pokorne, lecz pełne nieugiętej woli i dokładnej praw zakonnych znajomości — niewiadomo: ale, na parę godzin przed wieczorem, wszyscy wiedzieli, że starszyzna przystała na jej żądanie, z tem jednem zastrzeżeniem, aby nie przestawała udzielać, jak dotąd, codziennych lekcyj rysunku i robót w nowicyacie. Była to zapewne matka Romualda, która przemocą pozostawiła jej to jedyne już okienko, otwarte na światło i powietrze — które Bóg stworzył.
Przed wieczorem, na krótko przed chwilą w której dzwonek silentium nakazujący rozledz się miał po klasztorze, stara, zgarbiona, kaszląca matka Gertruda, która przechowywała klucze od strychów i śpichrzów, jeden z nich w dawno znać nieotwieranym zamku obróciła i, nawpół otworzywszy małe drzwi, do malutkiego wnętrza wiodące, zadyszana od przebytych wschodów, zgarbiona, nizka, ciężka, twarzą zwróciła się do stojącej za nią, wysmukłej, bladej, jak opłatek, siostry. We dwie zajmowały całą szerokość kurytarzyka, tak wązkiego, że podobnym był do