Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

płomień kuchni; odpowiadały mu daleko bledsze, ruchome promyki słoneczne, które z zewnątrz wieszały się i wiły po kratach okien, przez drobne szyby i głębokie nisze, do wnętrza refektarza dostać się nie mogąc...
O kilka kroków od świętego posągu, na tem samem, co on, wyniesieniu, przełożona, siedząc w samotnej swojej ławce, powoli czerpała zupę z cynowej miseczki, srebrną łyżką, na której, wraz z dziewięciopałkową koroną, znajdował się wyrznięty herb jej rodu. Córka wielkopańskiego domu, za mało piękna i bogata, aby z łatwością znaleźć mogła w świecie położenie, urodzeniu swemu odpowiednie, z natury i wychowania głęboko wierząca, przywdziała suknie zakonne ze spokojem pewności, że tym sposobem godzi skłonność swojej duszy z wymaganiami swego imienia i świata. Uwiadomiono ją i w głębi sama była tego pewna, że zarówno przynoszone przez nią klasztorowi wysokie stosunki, jak osobiste jej przymioty, wcześnie zdobędą dla niej w klasztorze miejsce naczelne. Ta zachęta, która jej przebycie tych progów ułatwiła, teraz w rzeczywistość zamieniona, sprawiała jej zadowolenie, spokojne, ale wystarczające. Z umiarkowaniem sprawując władzę, lubiła ją i, rzeczom niebieskim nieskończoną wyższość nad ziemskiemi przypisując,