Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

klęczkach, ze wzmożoną raz jeszcze silą na plecy dyscyplinę opuściła.
— Za grzechy świata! Za nędze ziemi! Panie! Panie! Raz jeszcze, raz, raz... za grzechy świata! za nędze ziemi!
Znowu więc za światem wzgardzonym, za ziemią nieszczęsną wołała, ale już nie mogła mieć o tem świadomości, ani modlić się, ani katować dłużej. Dokonała swego zamiaru, zgnębiła ciało tak, że zgasły w niem siła, myśl i uczucie. Z ręki jej wypadła dyscyplina i ona sama z lekkim stukiem na podłogę celi runęła przed krucyfiksem, twarzą ku ziemi. Poranione jej plecy, z obu stron rozpostarte ramiona i owijające nogi zwoje czarnego habitu nadawały jej postać żałobnego i skrwawionego krzyża.
Wtedy, za oknem, na którego pobielałych szybach rysowały się czarne i twarde linie kraty, powstawać zaczął świt pięknego dnia. W wielkim klasztornym ogrodzie robiło się widno i błękitno, na skraj nieba wstępował rumiany obłok, lekkie wietrzyki latały po drzewach, szemrząc w zieleni: słońce wschodzi! słońce wschodzi! W gnieździe zawieszonem u gzemsu okna, tuż przy jego szybie, obudziła się i wesoło zaszczebiotała jaskółka.