Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

swoją i świata. Ona dość już miała złudzeń i rozczarowań, pięknych snów i okrutnych przebudzeń, nie chce już ani jednych, ani drugich, nie chce nic, nie ufa niczemu, nie spodziewa się niczego... jak atom po przestworzu, dusza jej w cielesnej swojej powłoce błądzi po wzgardzonym świecie, nudą próżni przejęta i ani przeznaczeń swoich, ani dróg i końca nierozumiejąca. Dostatek materyalny posiadała, więc powszednie troski nie przybiegły jej ze swoją surową, lecz niekiedy zbawienną, pomocą, nie była zaś z tych, którzy bez celu dla uczuć i myśli spokojnie i błogo tuczyć się mogą bezpiecznym, obfitym chlebem. Popadła w nędzę moralną, tem sroższą, że ją poczytywała za jedną tylko kroplę z oceanu nędzy powszechnej.
Wtedy, kilka książek przeczytanych, parę wypadkowych, lecz przez nią skwapliwie wyzyskanych spotkań, o całej przyszłości jej zdecydowało. Za młodą była i za prostą, aby mogła wiary religijnej nie posiadać, ale dotychczas ta wiara była w niej raczej wyuczonym na pamięć wyrazem, powziętem od dzieciństwa przyzwyczajeniem, aniżeli organiczną częścią moralnej jej istoty. Teraz ujrzała w niej przedmiot czci i miłości, którego na ziemi jej zabrakło. Była jedną z tych, którzy, ażeby módz żyć, muszą wierzyć, ko-