Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pełna przestrachu, jak jaskółka w szponach jastrzębia, od stóp do głowy drżąca, siostra Mechtylda ku ołtarzowi twarz obraca. »Te ziemskie, obrzydłe, wzgardzone wspomnienia sąż karą, przestrogą lub próbą, którą zesłałeś na mnie, Panie mój, wtedy właśnie, gdy duch mój, oschły i roztargniony, leniwie i z udręczeniem skrzydła ku Tobie podnosił?«
Ale wielbione imię Pana na ustach jej zamiera, z myśli ustępuje światło przytomności i z przestrachem, który miesza się z upajającą rozkoszą, czuje zakonnica zbliżanie się jednego z tych zachwyconych widzeń, których już parę razy w zakonnem życiu dostąpiła. Ale wtedy widziała ona i słyszała to, co ją całą napełniało; teraz zaś, oczom jej ukazuje się obraz, który dziś jeszcze przed kilkoma minutami, tak był od niej odległym, jak od przeistoczonej do głębi istoty człowieka odległą jest jej własna, lecz falą czasu i własnych jej odmian odepchnięta przeszłość. Za ogromną, w złotych błyskach się zdającą się drgać kratą, zamiast ołtarza, wysokich sklepień świątyni i nizko na ziemi rozesłanego tłumu, ascetka widzi pod błękitną kopułą nieba, pole ścielące się złotem kłosów, kwiecistemi miedzami przerznięte, oświecone płonącem pośrodku kopuły wiel-