Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mionami jej wstrząsał i którego grube krople przeciskały się przez drobne, różowe palce. Płakała, jak płaczą małe dzieci, deszczem łez, z drżeniem całego ciała, z ciągłem, obfitem szlochaniem. Nagle uczuła, że czyjaś ręka dotknęła muślinu małego jej woalu i tuż przy swejem uchu usłyszała szept:
— Czego płaczesz?
Podniosła z nad ziemi głowę, lecz była tak rozpłakaną, że czerwonemi piąstkami oczy przyciskając, wydętemi w skardze ustami wymówić tylko mogła:
— Za mamą...
Zaraz jednak, jakby przypomniawszy sobie krzywdę komuś wyrządzoną i nowy potok łez piąstkami, jak korkami tamując, dodała:
— I za tatką...
Nad samem jej uchem bardzo cichy szept zapytał jeszcze:
— Kiedy tu przybyłaś?
— Wczoraj.
— Jak ci na imię?
Teraz dziewczynka, wszystkie łzy zatamować już zdoławszy, ku pytającej twarz odwróciła.
— Klarcia — szepnęła i oczami, w których zdziwienie i trwoga łzy osuszały, wpatrzyła się w zakonnicę, która wśród ciemnych po-