Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 02.djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Od dość dawna Pan duszę jej zamykać począł w twardej i suchej skorupie, w której jest ona jako łania zbłąkana od źródła, z którego się poiła. Zimnem stało się jej wnętrze, panuje w niem martwa senność i z kolei tęsknota tak wielka, że smutki jej czuje nieszczęśliwa w szpiku swoich kości i w najdalszych głębiach udręczonego mózgu. Tęskni za życiem gorących uczuć i wysokich wzlotów, które tak długo było jej udziałem, za Boskim Oblubieńcem, którego oblicza, wejrzenia, ran namiętnie umiłowanych, już oddawna, ach, jak oddawna, nie widzi... bo chociaż oczami ciała na ich wyobrażenia patrzy, oczy jej ducha oślepły i leniwie do snu pokładły się tajemnicze jego natchnienia i siły...
Od małego ogniska świateł, które przed posągiem świętej patronki w głębokiej niszy płoną, aż do tego ich morza, którem ołtarz jest oblany, w całej długości u dwóch ścian chóru wyciągnęły się już dwa łańcuchy płomieni, do dwu strumyków ku morzu dążących podobne. Wszystkie u szczytów wielkich świec palą się prosto i równo, rzucając w górę cienkie nitki dymu, z któremi płyną w powietrze zmieszane wonie wosku i miodu; tylko z drżącej i pochylającej się w ręku siostry Mechtyldy świecy grube, żółte kro-