Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Żyd podziękował za te pytania życzliwe i dość obszernie odpowiadać zaczął.
Bogatym nie był, kapitałów nie zebrał, ale środki do życia posiadał jakie takie i nędzy nie cierpiał. Pracował jeszcze i zarabiał tyle, ile potrzeba na życie — a ile mu tam potrzeba teraz, kiedy jest już sam i ma przy sobie jedną tylko wnuczkę, która go dogląda i także szyciem trochę zarabia! Rodzina liczna, kilkoro dzieci, kilkanaścioro wnuków, ale to wszystko...
Machnął ręką.
— Wie jasny pan co? Jest taka zagadka i ja bardzo ciekawy, czy jasny pan zna ją, czy nie zna... Jakim sposobem to może być, żeby człowiek miał familię i razem nie miał familii? Mówiąc to, zatopił w twarzy hrabiego wzrok badawczy i trochę filuterny.
— Nu, czy pan tę zagadkę zna?
Po ustach hrabiego przesunął się uśmiech ironiczny.
— Znam tę zagadkę, Berku, znam bardzo dobrze...
Żyd obiema dłońmi uderzył o kolana i z frasunkiem zawołał:
— Oj, po co jasny pan ją zna? Jej lepiej nie znać! Nu, ale kiedy my obydwa ją znamy, to już ja nie będę jaśnie panu o mojej familii opowiadać. Oni porządne ludzie, i po-