Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

co zbliżało się, przyszło. Na zegarku było pięć minut i trzy sekundy po północy...
Żyd z wilgotnemi oczyma głową trząsł potakująco i zegary na ścianach szemrały chórem: »tak-tak«, »tak-to-tak«, »tak-to-tak«, »tak-to-tak«.
Otrząsając się ze wzruszenia, hrabia zażartował:
— A nie uwierzysz, mój Berku, jaka go żywość czasem napadała! Kiedy raz kochałem się w pewnej pani, a mogłem z nią bywać zawsze bardzo krótko, ile razy ukradkiem na niego spojrzałem, złość mię porywała taka, że gdyby tylko wypadało, byłbym go cisnął o ziemię W myśli łajałem go: »Nie leć-że tak, głupcze! Postój sobie, wypocznij i niech razem z tobą czas się zatrzyma!« Ale on nie słuchał; leciał i szczęście moje... odleciało!..
Żyd zcicha zapytał:
— A czy jasny pan zawsze spał dobrze w nocy?...
Hrabia uczynił ręką gest ironiczny.
— A kiedy jasny pan nie spał, to czy myśli jasnego pana były zawsze wesołe? Nu, ja sam wiem, że one czasem musiały bywać niewesołe. A kiedy jasny pan leżał w ciemności, z niewesołemi myślami w głowie, to może on wtedy bardzo pomału szedł?