Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sza, na której także rozlewał się uśmiech. Powstał nieco ze stołka, jarmułki palcami dotknął i zaczął:
— Czego wielmożny pan...
Ale spostrzegłszy futro kosztowne, złotą oprawę okularów, postawę przygarbioną, lecz jeszcze wyniosłą, poprawił się:
— Czego jasny pan żąda?
Ale jasny pan, zamiast odpowiedzieć, szedł wprost ku ścianie z szemrzącymi zegarami i stanął przed tym, który wydał był z siebie głos kukułki.
— Skąd masz ten zegar? Staroświecki!... cyferblat osobliwy!... Skąd go masz? Czyj on jest?
Żyda, jakby sprężyna podrzuciła z nad stołka, zerwał się i dwoma śpiesznymi krokami stanął obok starego pana przed szafką hebanową, wysoką; przez otwór jej wyglądało na świat oblicze zegara z kukułką.
— Czyj ten zegar? A czyj ma być? On mój! Jak syn swego ojca, jak przyjaciel jest swego przyjaciela, tak on mój! A jasny pan myślał, że może ten zegar jest u mnie w reparacyi? że zaraz kto przyjdzie i jego stąd zabierze? Aj, aj! Jaby kijem tego, ktoby mnie ten zegar zabrać chciał! żeby mnie kto jego zabierał, to jaby takiego hałasu narobił, że ludzie-by zbiegli się i musieli przepędzić tego,