Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

liczne, a niema wcale lamp wysmukłych, waz wspaniałych, ani dźwięków muzycznych.
Jest to dzielnica miasta znacznie uboższa od tej, w której znajduje się wspaniałe mieszkanie jego dzieci i jego. Nie nędza tu jeszcze mieszka, lecz ubóstwo bardzo jej blizkie i jeżeli dostatek, to bardzo skromny. Skromne też sklepiki zastąpiły magazyny z wystawami świetnemi, szyldy jaskrawe migocą w słabem świetle u bram starych i okien niewielkich, niektóre z nich, kołysząc się z powiewem wiatru, skrzypią nad głowami przechodniów.
Kołysze się niekiedy i poskrzypuje deska z tłem ciemnem i wymalowaną na niem tarczą zegara, wielką, białą, podobną do twarzy starej i zapłakanej. Spłowiałe cyfry i wskaźniki wyglądają jak zmarszczki przez czas wyryte, a kurzawy letnie i deszcze jesienne złożyły na nich mnóstwo czarnych kropek, jak zaschłych łez.
Wzrok starego pana w futrze bobrowem wypadkiem spotkał się z malowaną twarzą zegara, która w powiewie wiatru zlekka zakołysała się i zaskrzypiała. Było to coś nakształt zaproszenia, wymówionego tonem żałosnym. Zegar na szyldzie! Zegarmistrz! to bardzo dobrze! Właśnie zegarek jego potrzebuje naprawy. Od pewnego czasu opóźnia