Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pije! Powinna była przecież wiedzieć, że jej nic miłego, czy radosnego spotkać nie może, a jeżeli spodziewała się tego, raz jeszcze była naiwną i łatwowierną. Za karę, że taką była, cierpliwie zniesie nową, parogodzinną nudę, która do niej w postaci gościa tego przybywa.
— Prosić!
W przyległym pokoju dał się słyszeć szelest nóg, z trudnością posuwających się po posadzce; we drzwiach stanęła ciężka, przygarbiona postać, z rękami wspartemi na lasce i włosami, które w cieniu bielały jak mleko, czy jak srebro, — zarazem głos nieśmiały przemówił:
— Dobry wieczór, Sewerko!
— Dobry wieczór dziaduniowi — odpowiedziała i, nie podchodząc ku drzwiom, ręką ukazała gościowi jeden z foteli stół otaczających:
— Niech dziadunio wejdzie i usiądzie, bardzo proszę!
Powiedziała to grzecznie, ale ozięble.
Stała przy stole wyprostowana, z obojętnem spojrzeniem i nieco zaciśniętemi ustami. Ręki wchodzącemu nie podała; nie czyniła tego oddawna, bo jego ręka z wyschłą, chropawą skórą i czarnemi obwódkami u końca palców, sprawiała jej przy dotknięciu niemiłe wrażenie.