Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cząłem — chciałbym też wiedzieć z kolei, jak wy się nazywacie?
Z grzybami w jednem ręku a wrzosem w drugiem, wzniosła ku mnie rozweselone oczy i uśmiechnęła się usty tak zwiędłemi, że były aż żółtawe i sinawemi pręgami pocięte.
— Dlaczegóż nie, króleńku? I owszem... bardzo mnie miło... Kuleszyna jestem, wdowa po dawniejszym ekonomie tutejszym. Nieboszczyk mąż mój, wieczne jemu odpoczywanie! trzydzieści kilka lat za ekonoma w tym majątku służył, a kiedy dziesięć lat temu umarł, jeszcze nieboszczyk pan — wieczne jemu odpoczywanie — na emerycie (miało być: na emeryturze) mnie tu zostawił i kazał mieszkanie, kartofle i mąkę na chleb do śmierci dawać. Kiedy nieboszczyk pan — wieczne jemu odpoczywanie! — umarł, młody pan — daj Boże jemu za to zdrowie, panowanie i wszelakie dobro! wszystkie ojcowskie rozporządzenia utrzymał i mnie emeryty mojej nie odebrał. Daj jemu, Boże, za to śliczną żonkę, bo podobno i sam bardzo śliczny!
Ścieżką leśną szliśmy obok siebie powolutku. Spojrzałem znowu na jej podartą spódnicę i ukazujące się z pod nich stopy w łachmanach i podartych, potwornych pantoflach, i śmiać mi się zechciało. Miała też za co mnie