Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w posiadaniu najwięcej dającego; z nią redukowało się wszystko do cyfry. Ja na bieluchnej, malutkiej dłoni końcem palca skreśliłem najwyższą, więc się ta dłoń dokoła moich palców zwarła, a przelicytowani kandydaci aż pożółkli z zazdrości. Sam nawet nie wiem, co mi się więcej podobało: gumelastyczne od ćwiczeń nóżki tancerki, czy zżółkłe od zazdrości twarze przyjaciół?
Co mówisz? Zapytujesz o tamtą, włoszkę? Czy byłbym tak naiwnym, gdybym był uczył się medycyny? Jeżeli tak, ciesz się, żem tego nie dostąpił. Włoszka włoszką, a Roza Rozą. Tamta przepłynęła, ta przypłynęła, jak jaskółki pod niebem, z których każda ma swoją wiosnę i swoją jesień.
Z Rozą zbliżałem się już ku jesieni i, przedstawiwszy się w jej towarzystwie całemu pięknemu światu, zaczynałem już czuć się sytym szczęścia i chwały, gdy do Paryża przybyć raczyła moja ciotka. Znasz ją trochę. Majestat wcielony, nieprawdaż? Zblizka znający ją wiedzą, że jest to także zły język. Mówi tak, jak chodzi: majestatycznie, ale zjadliwie. Kronika świata zapisała niegdyś o jej młodości kilka wierszy, które ona pod starość z całej siły zmazywać usiłuje skrzydłem srogiej cnotliwości. Gatunek pospolity, i przy tej pospolitości antypatyczny. Mieliśmy zre-