Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ludziom oczy chcesz zamydlić. Biednym będąc, bogatego udajesz!« A jeżeli mi te pozory bogactwa (oj bogactwo!) jak chleb do życia niezbędne? A jeżeli one zapewnić mi mogą powodzenie i w zawodzie moim i w stosunkach towarzyskich? Czym ja temu winien, że na świecie jak widzą, tak piszą? — że ludzie płacą temu, kto dla nich pracuje, nietylko za pracę, ale i za złocone krzesełko, że na mahoniowem biurku nikt miedzianej monety nie ośmieli się położyć, a na sosnowem położy; że grube surduty od drzwi przedpokojów są odprawiane, a fraki do salonów zapraszane tem uprzejmiej, im słynniejszym jest krawiec, który je uszył? Czym ja temu winien, że panie Kamilla, Julia, Emilia ani spojrzeć nie chciałyby na mnie, gdybym od stóp do głowy nie był podobniuteńkim do ich braci i mężów, którzy posiadają krocie lub miliony, i wtedy dopiero, gdy zrobię się do nich podobniuteńkim zewnętrznie, spostrzegają i oceniają, że wewnętrznie nieskończenie ich przewyższam? Oho! otrzymałżebym od Kamilli tyle słodkich, niezapomnianych chwilek, gdybym szaraczkowato i gminnie wyglądał? Miałżebym u siebie na podwieczorkach — nieraz! — Julię, gdybym nie posiadał takiego przynajmniej jak to, mieszkania? A kilka boskich tygodni życia, któremi obdarzyła mię Emilia, byłyż-