Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Daleko. Karyery.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pełno! Ptaszku, ptaszku, skąd przyla-a-a-ta-a-asz... Zdrowie wasze... czy nie z moich stron...
Zupełnie jednocześnie z chudym krępy prawił, tak, że dwa ich głosy: jeden — gruby i bez gniewu gniewliwy, drugi — cienki i piskliwy, zlewały się z sobą w dwoistą całość.
— Czart niech porwie psie moje życie! W miasteczku osiadłem, chłopom i Żydom procesy prowadziłem... Wstyd, bratku, poniżenie i — bieda! Wtedy już Tania przed oczyma mnie, jak stała, tak stała. Napisałem do znajomych: »Co z nią, gołąbką najmilszą, dzieje się?« Odpisują: »Za mąż poszła!« Ja do szynku i — upiłem się. Pierwszy raz wtedy upiłem się, a potem już... oj, ty Boże mój! sierotą ja tam byłem, wyspą samotną na dalekiem, nieznajomem, obojętnem morzu... Nikt tam mego ojca i mojej matki nie znał, ani do mnie powiedzieć nie mógł: »Pamiętasz, błaźnie, jak ci nos ucierałem?« Nikogo nie obchodziłem, nikt mnie nie obchodził, nikogo nie wstydziłem się, nikt nie zawstydził, nie zgromił, nie poradził, nad przepaścią nie zatrzymał... Bęc! po same uszy wpadłem! Ej, wyspa samotna na dalekiem, nieznajomem, obojętnem morzu, w morzu utonęła. Gospodarzu, ojcze kochany, wódki!
Coraz cieńszy i piskliwszy dyskant zawodził:
— Wyspą samotną na wielkiem morzu siedzę... Nikt tu mego ojca ani matki nie zna i powiedzieć nie może: »Pamiętasz, błaźnie, jakeś bosy na łąkach nocami konie pasał«. Ehe, noce nasze letnie, z rosą na trawie, z gwiazdami na niebie, z lasem grającym... Dwadzieścia rubli na miesiąc