Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Westalka.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Juniusz.

Wiem, wiem! Nie odbieraj mi rąk swoich... nie odwracaj się...

Helia.

Twoje wybawienie było jedyną gwiazdą mojej nocy... uciekaj!

Juniusz.

Nigdy jeszcze nie uciekałem. Co ty mówisz o nocy, najpromienniejszy z poranków? Jaka noc?

Helia.

Rozpaczy.

Juniusz.

Tyś rozpaczała! ach, tak! widzę to w pobladłem licu twojem i w posępnym blasku oczu, które zdają się trwożyć i niedowierzać. Rozpaczałaś? Czegożeś ty rozpaczała, Helio? Słuchaj, droga! Nie na to bogowie dali śmiertelnym młodość i odwagę, aby je truli rozpaczą! Niech rozpaczają tchórze i łotry, — ci, którzy nie chcą dźwigać brzemion życia i ci, którzy zhańbili życie. Człowiek odważny i niewinny z ochotą idzie na spotkanie i życia, i śmierci, gdy pierwszemu wydrzeć ma rozkosz i dostojność, a drugą ponieść za cnotę. Dalekim był od rozpaczy, gdy mię dziś na stracenie wiedziono, dalekim też od niej, gdy w tę noc cudną, na ciebie, Helio, patrzę... Jeszcześ smutna i wątpiąca! O, droga, nie uchylaj mi tego wzroku, który tak litościwie biegł na spotkanie moim więzom i tak tryumfująco powitał moją wolność! Odkąd cię ujrzałem, nie miałem w duszy innego dźwięku, nad ten: kochani Helię! ani innej chęci niż ta, aby ją ujrzeć! (próbuje przyciągnąć ją ku sobie).