cił naturę człowieka, oblał ją własnem światłem i mniemał, że jest ona wysoką i promienną. Piękny sen Platona pozostał nieziszczonym; ten zaś, kto tak jak on nie śni, jakąż wartość przywiązywać może do ogniw, łączących to, co grube i kruche, a w wiecznem utajeniu i osamotnieniu pozostawiających to, co posiada w sobie pierwiastek szlachetny i nieśmiertelny? Jeżeli kiedykolwiek poznasz dwoje ludzi, którzy w miłości albo w przyjaźni wytrwali od początku do końca dekady[1], nie wołaj: sophos![2]. Wiedz, że spojone są tylko skorupy ich, nie dusze, formy, nie istoty, które, gdy wychylonym będzie cały czar rozkoszy, albo zerwanym cały plon korzyści, w wiecznej samotności pozostaną jedna dla drugiej ukryte, chłodne, lub — wrogie.
Taka przejmuje mię trwoga, jakbym wnet w bramy Hadesu wstępować miała! (Nagłym ruchem prostując się:) O, pani, czy Petus i Arya przeszli przez świat i z niego zstąpili tem tylko spojeni, co grube i kruche?
Dziecko! różanemi usty bełkocesz o rzeczach krwawych! W żywej pamięci mam tych, których imiona wymówiłaś i innych... i innych, którzy z tymi razem byli i przeminęli. Wówczas, jak ty teraz, stałam zapatrzona w jutrzenkę życia i ustami, na których mleko dzieciństwa nie oschło, mówiłam: dzień będzie piękny! Dzień przyszedł straszny: cały w chmurach, błocie i krwi. Lecz pod chmurami, w deszczach krwawych, w błotnistej posoce, imiona, które wymówiłaś, towarzy-