Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/720

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

został blady, w ciężkiej zadumie skamieniały jakby, starzec.
Na przeciwległej ścianie wiszący i w złote ramy oprawny mały portret kobiecy wywierać zdawał się na szkliste źrenice jego czarodziejską moc przyciągania. Widać było jak stary hrabia z mocą tą walczył i spojrzenie spuszczał ku ziemi lub zatapiał w dogorywające na kominku węgle, — daremnie! Moc ta dziwna, nieprzeparta, moc we wnętrzu jego z potęgą jakąś ogromną zbudzona, ciągnęła oczy jego ku temu małemu punkcikowi ściany, kędy pod szkarłatnym promieniem zachodzącego słońca rumieniły się blade lica i gorzeć zdawały się szafirowe oczy, przedstawionej na dagierotypie dziewczyny.
Na stoliczku zaś, wśród różnobarwnej mozajki powierzchnią jego okrywającej, niby łza wielka a smutna błyszczał brylant w żałobnej obwódce i — żółciał zeschły bezkształtny trup barwnego niegdyś polnego kwiecia.
Rój wspomnień odległych, niby widm, zrazu mglistych, lecz coraz wyraźniejszych potem i promienistszych, otoczył wielkim kołem ciężko zadumanego starca.
Tak! były kiedyś dnie letnie, słoneczne i ciepłe... była kędyś łąka zielona, dyamentami kwie-