Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/559

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tem Wilhelm. Jak żyję nie miałem migreny i nie posiadam najmniejszego pojęcia o tem, jak stworzenie to wyglądać może. Wiem tylko, że gdybym ze trzy dni posiedział w tej twojej ciemnicy, dostałbym z pewnością nie tylko migreny, ale i spazmów — co najmniej zaś, strzeliłbym sobie w łeb z tęsknoty za światem!
Mówiąc to, zbliżył się ku oknu i jednem pociągnięciem sznurka podniósł fałdzistą, grubą roletę. Potok słonecznych świateł, zalał część mrocznego pokoju i tysiącznem odbiciem zamigotał na posadzce, źwierciadłach i złoconych ramach obrazów. Mścisław mrugnął kilka razy powiekami, jak któś nagle i boleśnie światłem olśniony.
— Oślepniesz, zaśmiał się patrząc na niego hr. Wilhelm, zobaczysz że oślepniesz jak będziesz dłużej całemi dniami zamykał się w podobnych ciemnicach. Tu déviendras aveugle i nie będziesz mógł nigdy już świata oglądać... a szkoda by była! Jest co widzieć!
— Widziałem już wszystko, co mogło być widzianem, mruknął hr. Mścisław, pokładając się znowu na szezlągu. Nie pojmuję, mówił dalej, jak możesz być wiecznie tak wesołym, Wilhelmie? Tyle jest w życiu zmartwień, zgryzot, kłopotów...