Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nego życia czegoś innego już... czego ojciec twój dać mi i nie mógł i nie chciał...
Delicya która dotąd słuchała mowy matki swej z wielkiem natężeniem uwagi, uczyniła lekkie poruszenie i zcicha przerwała:
— Ojciec był jednak tak czułym... tak dobrym dla nas wszystkich... Wszak miałam już lat trzynaście, kiedy... stało się z nim to... nieszczęście i pamiętam dobrze jak nas sam uczył... jak nas pieścił...
Na czole p. Żulietty legła przy tych słowach córki chmurka niezadowolenia. Smutne wstrząsając głową, łagodnie jednak odpowiedziała:
— Prawda, prawda! Delicyo! ojciec twój był bardzo... dobrym... kochałaś go zawsze i teraz jeszcze kochasz... niemam ci tego za złe wcale, jakkolwiek posiadam wszelkie prawo żądać w twem sercu pierwszeństwa dla siebie... jam matka... jam to nie kto inny, noce bezsenne nad twem łóżeczkiem spędzała, kiedyś malutką jeszcze będąc chorowała nieraz ciężko... jam to nie kto inny, pielęgnowała piękność twą i uczyła cię stawiać pierwsze kroki w świecie gdy dorosłaś... od iluż to już lat gdy nieszczęście to zaszło z twoim ojcem... ja sama... słaba kobieta, myślę o losie moich dzieci,