Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To nie wierz temu gdy ci tak mówić będą...
Cezary smutnie wstrząsnął głową.
— Koniec końców zakończył Pawełek, do Odrzenic pojedziemy, choćby przez samą ciekawość, czego ta baba może chcieć od ciebie. Przytem i zgromadzenie będzie tam pewno liczne... zjeżdżają się do jej miljonów ludzie jak na odpusty...
— Aj Pawełku, zawołał hrabia, to ja tam nie pojadę!
— Dla czego?
— Kiedy będzie liczne zebranie...
— Mój Cezary, czyż jesteś dzikim człowiekiem?
— Nie, ale tak jakoś... nie chce się... widzisz bo mój kochany, mnie te wszystkie wielkie zebrania okropnie nudzą... nie rozumiem co w nich zabawnego... zjadą się... kłaniają się jeden drugiemu... siadają rzędem i... rozmawiają o pogodzie... już też każdy sam wie dobrze, czy słońce świeci, czy deszcz pada... Nie pojmuję po co o tem mówić! Potem... mówią sobie jeden drugiemu różne komplementy i... czy wiesz Pawełku? na własne uszy słyszałem jak ci co mówili naj-