Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po krótkiej chwili wahania się ze strony hrabiego, bat leżał na ziemi.
— A teraz chodź do pałacu!
— Aj mój Pawełku! byle nie tam! no proszę cię pójdziem na spacer... tam wiesz do tego wzgórza z którego widok taki piękny!
— Pójdziemy tam potem. Teraz trzeba interesy ułatwić.
— Aj te interesy! żebyś wiedział Pawełku jak mi już one kością w gardle stanęły!
— Nieunikniona to odwrotna strona twej wielkości, mój drogi! Ale pomyśl tylko co powie pani hrabina i co powiedzą twoi stryjowie jeśli tak świetny interes z twojej przyczyny do skutku nie przyjdzie.
Uwaga ta zastanowiła snać mocno młodego hrabiego, bo stał chwilę ze spuszczoną głową, potem westchnąwszy zcicha, rzekł:
— No to już pójdę!
Na ganku pałacowym, dwóch nadchodzących mężczyzn, spotkał pełnomocnik z wielce posępną twarzą.
— Wszystko przepadło, panie hrabio! rzekł, daliśmy czas żydom do intrygowania, nabywca