Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tość swą, przedstawiał świat jakiś idealny, z wizerunków samych tylko wdzięków i świętości życia ludzkiego złożony. A rozwiesiła go pani jenerałowa w ten sposób, że czy to siedząc na kozetce, czy leżąc na staroświeckiem, twardo usłanem łożu swem, wygodnie patrzeć nań mogła i najdrobniejsze jego szczegóły wyraźnie dostrzegać przy świetle alabastrowej lampy, która na srebrnych łańcuchach, zwieszając się od sufitu dzień i noc przed tym szczególnym ołtarzem płonęła smukłym, złotawym ognikiem.
W chwili jednak gdy Leokadya wchodziła do sypialni, pani jenerałowa nie patrzała na wiszące na przeciw niej obrazy i obrazki, ale z batystową chustką włożoną w usta z ruszającemi się szczękami a oczami nieruchomo utkwionemi w przestrzeni, siedziała na kozetce w głębokiem zamyśleniu pogrążona. Na żółtem, pomiętem czole jej zmarszczki poruszały się i falowały, od chwili do chwili przestawała żuć batyst i tryumfująco jakby uśmiechała się do swych myśli. Nagle wyprostowała się, rzuciła na środek pokoju pogryzioną i podziurawioną chustkę i zawołała.
— Sprzątnij panna tę chustkę a podaj mi inną!
Leokadya, która zatrzymała się była u drzwi, odsunęła szufladę komody i rozkaz spełniła. Je-