Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bogu wierzyć i nie kocham się bynajmniej w dzikiemś jakiemś milczeniu!
— Winszuję! krótko i nie podnosząc oczu z nad roboty rzekła siostra.
Milczeli znowu chwilę. Pomiędzy rodzeństwem tem, które jednak cały wiek dziecinny spędziło razem i z którego jedno o rok jeden tylko starszem było od drugiego, długie rozłąki i anormalne jakieś warunki życia i rozwijania się, wystawiły wysoką, silną przegrodę z lodu i głazów. Chciał i usiłował obalić ją Pawełek, nie chciała i nie usiłowała Leokadya.
Wnosząc z całej osoby jej, mniemaćby nawet można że niczego pod słońcem nie chciała i o nic się nie starała.
— Czy często odwiedzasz ciotki nasze? zapytał brat z kapeluszem w ręku stojąc przy krośnach.
— Odwiedzam je dwa razy na rok, to jest za każdym razem gdy otrzymuję moją zapłatę...
— Którą odwozisz ciotkom...
Milczała.
— Chciałbym także odwiedzić ciotki nasze!
— Dobrze. Przyjedź tu jutro, pojedziemy razem. Jutro właśnie mój termin.