Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny! Jaki to czasem ten Pan Bóg bywa kapryśny! Żeby to stworzyć Pompalińskiego bez rozumu, chi! chi! chi!
Przestała nagle chichotać.
— No, ale mówże kochany waćpan co o tym dyplomie hrabiowskim! Nie dostaną go pewnie! co? pewno nie dostaną? co?
Gdy wymawiała urywane pytania te, oczy jej niespokojnie biegały po twarzy Pawełka.
— Owszem, odparł Pawełek, hr. Mścisław, zawiadamiał przed kilku dniami rodzinę swą, że prawie już jest pewny otrzymania dyplomu.
Pani jenerałowa żywym nadzwyczaj ruchem poniosła do ust batystową chustkę, którą trzymała w ręku i rożek jej pomiędzy zdrowe jeszcze białe zęby włożyła, jakie to kąsanie chustki było u niej zwykle niemylną oznaką uczuwanej irytacyi i głębokiego namysłu.
— Prawie pewny! zapiszczała, no proszę! prawie pewny! I cóż? pan Świałosław bardzo z tego kontent, bardzo? cóż bardzo kontent?
— Wątpić nie można że pan hrabia będzie zadowolonym z nowego splendoru przybywającego rodzinie, której jest głową, o tyle... o ile może być z czegokolwiek zadowolonym...