Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

boko, smutnie i ze łzą kręcącą się w wiecznie rozpogodzonem, bystro spoglądającem oku, popatrzeć na bledziuchną, delikatną twarz córki, z której praca ciężka i niewygody różne spędzały coraz bardziej świeże barwy zdrowia i młodości. Zamyślenia te i rozrzewnienia pani Adeli nie trwały nigdy dłużej nad minut parę, w czasie których jednak, budziła się niekiedy lub oczy otwierała nieśpiąca już Rózia, a widząc matkę w niezwyczajnej jej wcale postawie siedzącą i zamyślonej zrywała się z wązkiego łóżeczka swego na równe nogi, zarzucała na siebie wytarty szlafroczek i w mgnieniu oka, stając przed panią Adelą, zapytywała co ma zaraz wykonać: czy bawialnią zamieść, czy samowar nastawić, czy szklanki do herbaty pomyć, lub ze składziku drewek do rozpalenia w piecu przynieść. Pani Adela wskazywała zawsze córce lżejsze do spełnienia roboty, nastawianie zaś samowara, noszenie drzewa i kupowanie na mieście wiktuałów pozostawiała sobie. Nie dla tego wcale, aby zbytecznie rozpieszczała jedynaczkę i chroniła ją od pracy, ale że silniejszą fizycznie czuła się od córki i że w naturze jej leżało: sobie przysparzać, a ukochanym oszczędzać trudu. Niekiedy