Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty bo, kochanie, na wszystko czas masz... u ciebie wszystko pali się w ręku... u mnie bo nie...
— Wiem, wiem że nie; ale idźże już teraz przynajmniej i ubieraj się!.. idź że!..
— A gdzież ja teraz pójdę? zapytał pan Wandalin, ramiona roztwierając i oglądając się dokoła z zakłopotaniem najwyższem. W istocie, miejsca tu do wyboru nie było dużo, pani Adela jednak wpół śmiejąc się, wpół gderząc pochwyciła męża za rękę i szybko, energicznie, bez ceregeli najlżejszych, wepchnęła go za niezgrabny, obdarty mocno parawan, jedno z łóżek w kuchni umieszczonych osłaniający.
— Masz tam wszystko co potrzeba, bo jużem to z samego rana przygotowała, rzekła, poczem zwróciła się do Pawełka, który rzecz dziwna! pomimo błogiego wrażenia, jakiego doświadczył na widok panny Rozalii, stał zdala od niej, milczący, sztywny, zamyślony, z chmurą na czole.
— Wybacz panie Pawle, że my z Rózią zajmiemy się ostatecznem wykończeniem naszego codziennego arcydzieła: to jest obiadu, a nawet, jeśli masz dość czasu zjedz może razem z nami to arcydzieło. Niewyśmienite będzie ono i nie-