Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pompalińscy.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego drgnęło coś i zmąciło się na chwilę. Z obojętnością jednak, która tym razem widocznie była sztuczną, rzekł.
— Eh bien! cóż panią jenerałowę obchodzić mogła sprzedaż dóbr naszych?
— Śmiem mniemać, odpowiedział Pawełek, że obchodzić ją ona musiała, skoro przeszkodzić jej starała się i przeszkodziła.
Brwi hr. Światosława ściągnęły się więcej posępnie niż groźnie lub gniewnie. Powolnym ruchem ujął haczyk złocony i zaczął grzebać nim w żarzących się węglach, spuszczając powieki i tym sposobem ukrywając przed obecnymi wyraz swego wzroku. Bywało to dla wszystkich domowych niemylnym znakiem, że hr. Światosław nie życzy sobie prowadzić dalej wszczętej rozmowy.
W tej samej zresztą chwili rozległ się po pokoju lekki wykrzyk hrabiny, list który czytała wypadł z jej dłoni, a z za chusteczki, którą przysłoniła ona twarz zbladłą, wydobywać się zaczęły ciche zrazu, potem coraz głośniejsze spazmatyczne łkania.
— Au nom du Ciel! comtesse! qu’avez vous? zawołał hr. August z rozwartemi ramiony i w pochylonej postawie przyskakując do płaczącej.