Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nakoniec orkiestra, sprowadzona z najbliższego miasta, zagrzmiała pod oknami domu posępnym, żałobnym marszem, z marmurowych wschodów ganku zniesiono aksamitem i srebrem obleczoną trumnę i postawiono ją na wozie, zasłanym kirem i zaprzężonym sześciu czarnemi rumakami, kilkadziesiąt pochodni zapłonęło wśród zmroku czerwonemi światłami, i cały orszak długą, krętą nicią snuł się po dolinie ku wzgórzu, na którém sterczały krzyże i pomniki cmentarne.
Potém była długa mowa kapłana, głośno wysławiająca cnoty zmarłéj pani, a potém zwłoki spuszczono do murowanego grobu. Przez całe trwanie tych obrządków rozlegały się płaczliwe jęki i rozpaczne krzyki pani Rudolfowéj. Zresztą nikt nie płakał oprócz mojéj matki, któréj łzy, niespostrzeżone przez nikogo, spływały cicho i w ukryciu.
I więcéj, niż kiedy, w owéj chwili uroczystéj przekonać się można było, jak mało serc zyskała sobie dumna i wyniosła kobieta, w któréj ręku spoczywała jednak przemożna władza bogactwa. Gdzie było to imię jéj starożytne, dla którego chwały używała całéj mocy swéj żelaznéj woli, deptała jednych, podnosiła innych i odtrącała od siebie tych, którzy imieniu temu ze czcią poddańczą służyć nie chcieli? Gdzie była ta familia, którą, mocą bogactwa swego, rządziła dowolnie, białą swą ręką o długich palcach regulując losy, powstrzymując i wzmagając serc uderzenia,