Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rzekłszy to, znowu wzrok podniosła w górę, a wyraz niewypowiedzianéj dobroci, poddania się, mężnego pogodzenia się ze swym losem, niezmąconego spokoju duszy czystéj, oblał jéj twarz świętym niemal blaskiem.
W téj chwili, nad głowami naszemi ozwał się znowu głos męzki, przepełniony tkliwością i energią uczucia:
— Czyś ty szczęśliwa, Matyldo?
— O, jam szczęśliwa! — odpowiedziały mu różane usta pięknéj narzeczonéj. Pochyliłam głowę na dłonie i poczułam w sobie wstyd wielki. Ja nie mogłam jeszcze wyrzec się, jak Emilka; moje serce drżało całe na widok tego szczęścia, które szeptało nad moją głową dwojgiem ust rozkochanych...
Nie mogłam jeszcze, tak jak Emilka, oderwać oczu na zawsze od ziemi i z poddaniem się utkwić ich w niebiosach... Marzenie mojéj młodości podniosło się we mnie, jak fala wód, poruszona gorącym wiatrem, i napełniło moję pierś cichym płaczem....
Zakryłam twarz dłońmi i czułam, jak łzy rzęsiste przeciskały się przez moje palce... Chwilami zdawało mi się, że z za łez obsłony widnieje przede mną czarna szata babki Ludgardy i zakrywa sobą dwie gwiazdy, co naprzeciw mnie świeciły, a głos jéj, stłumiony całém życiem tęsknoty, smutne słowa jéj, wymawiane nad brzegiem mogiły, splatały się w mém