Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

samego siebie i z samym sobą przebywać zaczyna. Ponieważ głos zegara, wybijającego z kolei różne dnia godziny, nie wzywa go tam, gdzie nawykł był chodzić, zostaje z samym sobą, w towarzystwie własnego serca, własnych myśli, które z razu nie śmiało wydobywają się na swobodę, aż stopniowo rozwiną skrzydła i szparkim lotem puszczą się tam, kędy, zdawało się, że nigdy już wznieść się nie miały.
I człowiek ogląda się na tę długą galeryą jednostajnych obrazów, jaką przebył, a przed nim zjawia się szereg obrazów innych, coraz świetlejszemi malowanych kolorami, na które nie chciał patrzéć, gdy sam był w téj długiéj, jednostajnéj galeryi, ale które mu przecie dobrze znajome, bo tęsknił za niemi w cichości serca, bo je przeczuwał, bo śnił o nich w tych nocnych godzinach, gdy obowiązek, ukryty w pomrokach nocy, czuwał przy nim, aby z rana obudzić go i senne jego oczy otworzyć znowu do rzeczywistości nieubłaganéj.
Ale za temi światłemi obrazami, w które z rozkoszą wpatruje się myśl, oswobodzona z pęt długoletnich, widnieje znowu taka sama, jak ta, którą przebył, galerya długa i jednostajna. Wrota jéj otwarte; jeszcze chwila, a światłe obrazy usuną się znowu w snów dziedzinę i obowiązek ujmie za rękę człowieka, aby wprowadzać go tam, kędy on stąpać powinien, odwracając głowę powoli, z trudem, z zapomnieniem o sobie, daléj i ciągle daléj, aż do téj chwi-