Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nas i znowu odszedł, popatrzył chwilę przez otwarte okno i wrócił na swoje miejsce z zupełnie spokojną twarzą. Tylko wargi drżały mu trochę.
Usiadł i zwrócił się do żony:
— Ponieważ czujesz się już zupełnie dobrze, i zresztą lekarze wczoraj mi powiedzieli, że więcéj nie wrócą i wracać nie mają po co, trzeba, kochana Zenono... trzeba...
Tu zatrzymał się nagle i po chwili dopiéro dokończył:
— Trzeba, abym pomówił z tobą o rzeczach bardzo ważnych. — Podniosłyśmy się z Emilką jednocześnie, aby nie być natrętnymi świadkami rozmowy dwojga małżonków. Ale Michał powstrzymał nas pełnymi uprzejmości, a zarazem powagi, giestem.
— I owszem — wymówił — pozostańcie panie z nami i bądźcie obecnemi temu, co powiem mojéj żonie. Jesteście jéj siostrami, przyjaciółkami; nie sądzę więc, aby wasza obecność przy niéj w jakimkolwiek wypadku mogła jéj być natrętną. Nie prawdaż, droga Zenono?
Zenia skinęła głową potwierdzająco. Robota z rąk jéj wypadła, oczy utkwiła w ziemię; była bardzo blada i widocznie powstrzymywała z całéj siły łzy, co się jéj cisnęły do oczu. Gdyśmy usiadły, Michał znowu zwrócił się do żony i mówić zaczął:
— Naprzód, droga Zenono, proszę cię, abyś była pewną, że nie mam zamiaru czynić ci jakichkolwiek