Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

téj sprawiedliwości, świadoméj wszystkiego, a żadném ludzkiém niedościgłéj okiem, stanęły na sądy te dwie strony, tutaj w walkę z sobą wprawione, jedna rozdająca kary, druga je ponosząca, któż wié, któż śmié zapewnić, po któréj stronie stanęło-by prawo skargi, która-by z nich została uniewinniona w swym upadku, a która upokorzona w swym tryumfie? Może błądzę, może się mylę, ale takim jest głos mego sumienia, do którego baczne przykładam ucho; takim jest głos mego serca, które ze wszystkich ludzi najbardziéj kocha tych, co są nieszczęśliwi; takim jest głos mego rozumu, który z natury swéj nie ślizga się po powierzchni rzeczy, ale pragnie wnikać w głąb’, na dno wszystkiego, tam, kędy pomiędzy prawdą i oczyma ludzkiemi kładną się gęste warstwy, utkane z powszednich uczuć i wyobrażeń, ale kędy przecie jest nie powszednia, nie formułkowa i ulepiona z gliny przez człowieka, na podobieństwo człowieka, ale wiekuista, niezrodzona, razem z tym światem powstała prawda. I dlatego zapewnie, że takiemi są głosy mego sumienia, serca i rozumu, nie miałam nigdy ani kropli jadu ku orzuceniu nim imienia Zofii. Niech ludzie ją sądzą, a może będą w swém prawie; ale ja, com znała jéj duszę, lśniącą w zaraniu życia, jak dyament nieskazitelny; ja, co widziałam potém, jakiemi drogami dusza ta wiedziona była do hardego buntu i bezpamiętnéj gorączki namiętności; ja, co tak dobrze znam świat ten, w którym dusza ta zginęła,