Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na pozór, a w gruncie morderczą grą słów, jaką wielki świat posiada zawsze na swoje usługi, czy to o życie, czy o śmierć komu idzie. Aż nakoniec pewnego dnia świątecznego, gdy liczne grono zebranych u Zeni gości zasiadało właśnie do śniadania, wszedł gość nowy i po piérwszych powitalnych wyrazach, wymówił:
— Co do wyjazdu pana N., rzecz się już wyjaśniła. Pani Zofia S. zniknęła także.
Zenia zbladła trochę na te słowa i łza zakręciła się w jéj oku; ale zarazem ściągnęła brwi z pewnym odcieniem niezadowolenia z gościa, który chciał daléj rozwijać zapas swych wiadomości i domysłów, zapytała głośno o wybór pomiędzy pasztetem z ryb i kapłonem.
Na wielkim świecie, obowiązkiem jest każdego dobrze wychowanego człowieka rozumiéć życzenia gospodyni domu z jednego jéj mrugnienia oka, z jednego przebłysku, dostrzeżonego w jéj twarzy. Goście Zeni byli wszyscy dobrze wychowanymi ludźmi, spostrzegli drgnienie jéj brwi i zrozumieli znaczenie wymówionego pytania o kapłonie i pasztecie. Nikt więc już potém najlżejszéj wzmianki nie uczynił o Zofii, a rozmowa potoczyła się innym torem, wesoła i błyszcząca.
Nikt także pomiędzy wesołém gronem nie myślał pewno, że w wielkiéj księdze społecznych regestrów jedno imię zostało wykreślone na zawsze krwawą barwą hańby, a na miejsce, gdzie imię to stało, zapi-