Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwie oczy jego, palące się jak błękitne obłoki, skwarem słonecznym rozpłomienione, rozkochaném spojrzeniem objęły uroczą postać Madzi; lice młodéj dziewczyny promieniało znowu weselem i szczęściem, albo powlekało się obsłonką rozkosznego marzenia. Była młoda, kochała, czuła się wzajem kochaną — zapominała o troskach i oddychała szeroko tą atmosferą różaną i promienistą, która otacza istotę świeżą, niezmęczoną, niezłamaną, wszystkiego jeszcze spodziewającą się od życia.
Od pana Rudolfa wieści przychodziły nie często, ale z dość jednostajną punktualnością. Listy jego opatrzone były w stemple z rozmaitemi nazwami miast i prowincyi: raz przychodziły z północy, to znowu z południa, to z największych stolic Europy, to ze sławnych kąpielowych zakładów, to jeszcze z górzystych miejsc Szwajcaryi i Francyi, kędy tłumy podróżników przybywają, dla podziwiania natury lub mody. Widocznie pan Rudolf szukał po świecie czegoś lub kogoś, gonił za czémś lub za kimś, a stosownie do tego, jak zdawało mu się, że się przybliżał do swego celu lub od niego oddalał, listy jego tchnęły rozbudzoną lub słabnącą energią. Nigdy jednak nie było w nich skargi żadnéj, ani téż wyjaśnienia powodu, który go na tak długo wydalił z ojczystego kraju. Parę razy przy odczytywaniu listów pana Rudolfa ręka mi zadrżała i serce uderzało mocno, bo ujrzałam wypisane w nich imię, którego dźwięk drgał