Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścia się, jak téż nabytą w świecie umiejętnością stosowania się do każdego umysłu i usposobienia, stawała się przedmiotem powszechnéj czci i duszą całego towarzystwa.
Na godzinę przed północą rozchodzili się wszyscy, bo każdy myślał o tém, że nazajutrz rano wstać musi. Franuś odchodził zwykle najpiérwszy, pomimo, że zatrzymywały go śliczne oczy Madzi, bo, jak powiadał, niedobrze-by było, gdyby pomocnikom swoim dawał przykład zbyt długiego wydalania się z domu. Ja także odchodziłam niekiedy przed rozejściem się gości do mego ustronnego pokoju, aby przygotować się do jutrzejszych lekcyi, szczególniéj jeśli przedmiotem ich miała być nauka, przedstawiająca większe dla wykładu trudności, albo w któréj nie czułam się jeszcze dostatecznie ugruntowaną. Tego wczesnego oddalenia się z grona gości nikt nigdy nie miał mi za złe, a zdarzało się nawet, ze zacny profesor przypominał mi, czy nie pora już, abym, nie zważając na obecność obcych osób, udała się do mych obowiązkowych zatrudnień. Tylko młody artysta, jak mi zwykle nazajutrz opowiadały Emilka i Madzia, zachmurzał się po mojém odejściu, i albo siadał do fortepianu, aby wygrywać rozpaczne melodye, albo bardzo spiesznie odchodził do siebie. — On zakochany w kuzynce! — filuternie mrugając czarnemi oczami, śmiała się Madzia. — On zakochany w tobie, Wacławo! — powtarzał mi o młodym muzyku Franuś,