nóżką o posadzkę — ileż razy prosiłam cię, abyś mnie nie nazywał aniołkiem. To parafijaństwo!
— Nie będę, już nie będę! mój anioł... ma chère amie — szybko poprawił się małżonek.
— Otóż to! teraz używasz francuzkiego wyrazu, chociaż nie mówisz po francuzku, i to śmieszność także!
I z minką niecierpliwości cofnęła rękę z ramienia męża i odwróciła się od niego z zadąsaną twarzyczką. Michał, na dobre już przestraszony i zmartwiony, pochwycił rękę jéj, zanim jeszcze spoczęła na sukni, i całując ją, mówił z prawdziwą skruchą:
— Przepraszam cię, mój anioł... ma che... moja droga Zeniu... przepraszam cię...
— Tak, to dobrze! prosiłam cię, abyś nie nazywał mnie nigdy inaczéj, jak Zenią, i nie dawał mi żadnych innych przezwisk... teraz przystępuję do rzeczy... i nie przeszkadzaj-że mi już tylko...
I rozpogodzoną znowu twarz zwróciwszy do męża, z wielkiém przejęciem się i z cechującą ją żywością i zapałem, zaczęła mu opowiadać o tém, co przyrzekła Emilce; o tém, że ona odrzuciła jéj ofiarę; o nadziejach wydania jéj za mąż, gdyby zamieszkała u niéj; o tém, że Emilka jest przygotowaną na zostanie starą panną i na klejenie przez całe życie pudełek, albo oprawianie książek.
Michał słuchał jéj z wielkiém skupieniem ducha, połykał wyrazy i znać było, że zastanawiał się głę-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/059
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.