Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol IV.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wało zbyt głośne jęki, i omijając istotną przyczynę cierpienia, skarżyło się na urojone męczarnie i stawiło przed sobą, jako jedyną nadzieję, trumnę, przykrytą całunem, któréj w istocie lękało się śmiertelnie, lub trofea balowe, które również śmiertelnie nudzić je poczynały.
Gdy tak rozmyślałam, trzymając na kolanach Poezye, Marzenia i Łzy Zeni, o kilka kroków przede mną, pomiędzy fałdami zasłony, osłaniającéj drzwi, prowadzące z gabinetu do sąsiedniego salonu, ukazała się duża męzka ręka, nieco czerwona i z grubemi palcami. Zdawało się, że ręka ta z nieśmiałością uchylała firankę, a zarazem ozwał się za firanką męzki głos, miękki i sympatyczny:
— Czy mogę wejść?
Zenia w stronę drzwi zwróciła swą ustrojoną główkę i zawołała wesoło:
— Proszę!
Wtedy firanka rozchyliła się zupełnie i na progu ukazała się potężna, o szerokich ramionach, postać Michała. Lubo w gabinecie było nas trzy osoby, blado błękitne, okrągłe jak dawniéj, dobroduszne i poczciwe, i jak dawniéj téż nieco zadziwione i omglone, oczy gospodarza domu, spoczęły przez chwilę na jednéj tylko Zeni. Wątpię, czy spostrzegł nawet, że był tam ktokolwiek prócz niéj, bo patrzył tylko na nią i zdawało się, że blask świeżości i wdzięku młodéj kobiety odbił się na jego twarzy, tak uśmiechnął