Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zgadzając się na dłuższe pozostawanie pod jednym dachem z tym człowiekiem i noszenie nazwiska jego żony? — Matka moja ze współczuciem patrzyła na nią, a po chwili wahania się wymówiła:
— Wybacz, kochana Zosiu, ale opierając się na tém, że cię znam od dzieciństwa, pozwolę sobie powiedzieć ci, że twoje wyjście za mąż przedstawiało dla mnie zawsze zagadkę, któréj rozwiązać nie mogłam... Chociaż pan S. pod względem urodzenia i majątku stanowił zapewne dobrą partyą, to jednak wiem, że nie miałaś do niego żadnego przywiązania...
— I do nikogo miéć go nie mogłam — wymówiła Zofia, cichszym trochę, niż wprzódy głosem, a oczy jéj szklano patrzyły w przestrzeń, jakby gdzieś daleko widziały to, o czém mówić miała; — uderzono mnie w samo serce — mówiła daléj — a cios wymierzono tak dobrze, że na długo stało się ono bezwładném. Bezwładną stała się i myśl moja. O! pani nie wiesz, jak łatwo w siedemnastoletniéj dziewczynie złamać energią i zabić poczucie saméj siebie. Zabroniono mi kochać, odebrano mi nawet szacunek dla tego, kogo kochałam, ubrano go przede mną w brzydkie barwy. Zabito moję wiarę dziewiczą, przedstawiono mi świat, jako wielką pustynią, na któréj niéma szczęścia i cnoty, a jest tylko jedno miejsce spoczynku na łonie bogactwa. Powtarzano mi wciąż: wszystko fałsz i bańki mydlane; prawda i słońce — to świetna w świecie pozycya. Nie uwierzyłam w to,