Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tuję brata pani z odebrania pomienionéj przez nią sumy...
— A więc dokument ten musi być zapewne w posiadaniu mego brata — wyrzekła Zosia, więcéj do siebie, niż do niego.
— Być może — odparł Henryk z okropnym uśmiechem — jeżeli więc mi pani ten dokument przedstawisz, zwrócę posagową jéj sumę w przeciwnym razie nie uznaję, że ją otrzymałem. Prawo jest za mną. — Zofia wyniosłém, iskrzącém od wzgardy i energii spojrzeniem, od stóp do głowy mierzyła człowieka, który nazywał się jéj mężem. Koralowe jéj wargi poruszyły się i stłumionym, ale przeszywającym głosem, wymówiła trzy razy:
— Nikczemny, nikczemny, nikczemny!
Potém zwolna podeszła do mnie, wzięła mnie za rękę i, milcząc, pociągnęła za sobą. Na progu stanęłam i obejrzałam się na Rudolfa. Zdawało się, że rozmowa Zofii z mężem obudziła go z ciężkiego przygnębienia, w jakie pogrążyły go okrutne słowa Henryka. Stał znowu prosty, śmiały, szlachetny bólem, brużdżącym mu czoło, i oburzeniem, pałającém w oczach.
— Młodzieńcze! — wyrzekł drżącym głosem — skorzystałeś z winy ciężącéj na mojém steraném życiu, aby zamknąć mi usta na chwilę. Nie zasypiaj jednak spokojnie... bo, kto wié, czy mojemi odgrzebana rękoma ostatnia wola ojca twego nie powstanie cza-