Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu Henryk zatrzymał się na chwilę i popatrzył na Rudolfa, który stał, jak skamieniały, blady, z głową zwisłą na piersi, tak, jakby nie miał siły podźwignąć jéj do góry. Henryk mówił daléj z wyrazem nieubłaganego tryumfu:
— Trzy lata ojciec rodziny podróżował po lądach i morzach z cudną uwodzicielką... wrócił zdradzony i ubogi; utracił prawo napominania swych bliźnich, bo sam kędyś na drodze zgubił swój honor, bo na jego własném czole hańba leży, bo własne jego sumienie...
— Milcz! — zabrzmiał nagle obok mówiącego głos przenikliwy i nakazujący. Na środku pokoju stała Zofia z wysoko podniesioną głową, ze zrumienioném czołém i ręką energicznie gestem wyciągniętą ku mężowi. Oczy jéj płonęły i mieniły się w różne kolory, a półotwarte koralowe wargi drżały.
— Milcz! — powtórzyła cichszym nieco głosem — jeżeli zdołasz jeszcze cokolwiek na tym świecie szanować, uszanuj posiwiałe przed czasem włosy tego człowieka, bruzdy, co śród burz życia poorały jego czoło, noce bezsenne, które spędzał pewnie śród zgryzoty i żałości. Winy wasze nierówne; oba jesteście winni, ale tyś nie godzien rozwiązać rzemyka u obuwia jego. On grzeszył przez miłość, a ty przez nienawiść; on był szalony, a tyś rachował; u niego ogień w piersi, a u ciebie żmija; on nakoniec, mimo