Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol III.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Trudno mi, kochany panie, odpowiedziéć na jego pytania; nie jestem poetą i bardzo rzadko bawię się we wspomnienia.
— A czy nie chciał-byś czasem pobawić się niemi chwilę wraz ze mną? — nalegał pan Rudolf z rodzajem nieubłaganéj przekory.
— Nie pojmuję... — zaczął Henryk z gestem zniecierpliwienia, ale Rudolf znowu oparł dłoń na jego ramieniu, a pod tém ciężkiém, energiczném dotknięciem blady ślimak ugiął się i zamilkł, do krwi tylko przygryzając cienkie wargi.
Rudolf, wyciągając znowu rękę ku biurku, wyrzekł zniżonym nieco od wzruszenia głosem:
— W biurze mojém o dwóch źwierciadłach i sześcioramiennym świeczniku, utrzymywanym przez dwie bronzowe ręce, w drugiéj szufladzie po prawéj stronie od góry, otwierającéj się za pociśnięciem mnie tylko znanéj sprężyny, złożyłem sporządzony przeze mnie testament, w którym uznaję za święty i nienaruszony dług, zaciągnięty przeze mnie w młodości od ś. p. ojca pani Matyldy X. i wypłatę jego, w najściślejszém znaczeniu tego wyrazu, nakazuję synowi memu pod błogosławieństwem ojcowskiém. W tymże testamencie moim, całe mienie moje, zebrane przeze mnie samego przez długie lata trudów i oszczędności, rozdzielam w zupełnie równych częściach pomiędzy syna mego i dwie moje córki, Emilią i Zenonę, nakazując piérwszemu, aby nie korzystał z prawa, wyznaczają-